
Tym razem na zlot przyjechaliśmy w kilku podgrupach i z różnych kierunków. Największa ekipa spała w Villach, kilku - na campingu Arneitz, paru nad jez. Ossiacher. Kto bywał w Faak ten wie, że pogoda jest ładna albo brzydka. W tym roku padło na nocne ulewy i chłód. Do południa był mokro, a zimno - cały czas. Nocleg w Villach okazał sie mieć wiele plusów. Spaliśmy blisko dworca kolejowego. Stąd też jednego dnia, po raz pierwszy w historii, pojechaliśmy na zlot pociągiem. Bilet - 5 €. Powrót taksówką za 25 €, więc przy podziale na kilka osób nie było źle. Plus taki, że można było się na zlocie napojami rozgrzać. Oczywiście pierwszego dnia ( wtorek) wykonaliśmy klika rund harleyami wokół jeziora Faak i to by było wszystko. Resztę czasu spędzaliśmy na zlocie. Kolejną atrakcją było to, że koło hotelu zaanektowaliśmy bar, w którym co wieczór po powrocie ze zlotu ( ok 01:00) kończyliśmy rozmowy w towarzystwie Jagermeistera. Ku radości właścicielki . Na zlocie natomiast zapoznaliśmy się z innym odpowiednikiem tego trunku, za którego spożycie we właściwej ilosci otrzymywaliśmy okulary :-). Inną nowością w tym roku był czas dojazdu/powrotu. Kiedyś trzeba było wyjechać z Faak o 07:00, żeby dojechać do Warszawy na 23-24:00. Teraz wystacrzyło wyjechać o 8:00, żeby do domu dojechać na 18:00 (na raz). Że też doczekalismy takich czasów :-)